niedziela, 14 października 2018

Uwaga! Policja!

Policjanci z drogówki są jak małe dzieci, przejeżdżając obok zawsze należy zwolnić, bo nigdy nie wiadomo kiedy jeden z nich wybiegnie na ulicę z lizakiem w ręku...

Dzisiejszy wpis bardziej w formie poradnika (starałem się) niż zwykłego pieprzenia. Będziemy mówić o tym co się dzieje i co może się wydarzyć wtedy, kiedy zatrzymuje nas patrol ruchu drogowego.
I tutaj na samym początku nasuwa się pytanie, czy można uniknąć mandatu. Pewnie tak, ale ja bym zmienił tok rozumowania. Nie ma instrukcji i porad jak wymigać się od kary, ponieważ mamy do czynienia z ludźmi, a nie z maszynami. Ale na drugiego człowieka można przecież wpłynąć swoim zachowaniem (pozytywnie lub negatywnie).

Po pierwsze primo! Nie zwracaj się do policjanta Panie władzo! Jesssu... Milicji już dawno nie ma, a komunizm upadł prawie 30 lat temu. właśnie wychodzisz na idiotę. Dziękuję.

Po drugie primo! Poznaj stopnie policyjne. Jeśli zwracasz się do funkcjonariusza Panie aspirancie, Panie sierżancie, to go dowartościowuje, uświadamia, że wiesz z kim rozmawiasz. To działa.

Po trzecie primo, ultimo! Nie atakuj go i nie rzucaj się. Przecież to Ty popełniłeś wykroczenie. Grunt to być człowiekiem świadomym. Każdy złodziej ma świadomość, że jak zostanie złapany, poniesie konsekwencje tego co zrobił. Tak samo jest tutaj. Jeśli łamiesz przepisy w jakikolwiek sposób, możesz ponieść tego konsekwencje. Rzucanie się do policjanta, który wykonuje swoją pracę znacznie pogorszy Twoją sytuację.
Tylko normalne podejście i normalna rozmowa może pomóc uniknąć kary. Ale nie musi. Jeśli jest koniec miesiąca, a mandatownik cienki, to sorry Winnetou. Tutaj liczą się tylko statystyki, taka prawda.

Więc jeśli masz ochotę, żona Cię bije, masz stresującą pracę, chcesz zabłysnąć jak rosa na psiej kupie, to śmiało, wyżyj się;) Ale miej świadomość, że funkcjonariusz policji nie musi z Tobą rozmawiać. Przywali Ci z górnej półki, albo skieruje wniosek do sądu (a tam powodzenia). A jeśli będziesz się na niego rzucał, zrobi to z uśmiechem na ustach. Dowód rej. też można stracić za byle co, bo zawsze się coś znajdzie, nie ma aut w idealnym stanie. 

Zapomniał bym o najważniejszym, błagam, nie tłumacz tylko, że się spieszysz. Każdy się dzisiaj spieszy, każdy.
Więc jak to mówią: JP na 1% bo jestem policjantem, ale szef mnie wk...

piątek, 14 września 2018

Gadżety, bez których nie wsiądę do samochodu

Samochodu nie można traktować jak żyjącej istoty, samochód potrzebuje miłości. 

Są takie rzeczy, bez których nie wyobrażamy sobie jazdy samochodem. Są takie, które nazywamy naszą fanaberią  i są wreszcie takie, których potrzebujemy i ch... i koniec.
Ja nie rozdzielam ich na kategorie, po prostu są, bo chcę żeby były, albo są, bo są. Warto może je przytoczyć, a nuż komuś podsunę jakiś pomysł (a może ktoś podsunie pomysł mnie?).
A więc do dzieła:



Wideorejestrator (kamera samochodowa) 


Coraz popularniejszy gadżet i jakże pomocny oraz prosty w obsłudze. Sam się załącza, wyłącza, nadpisuje, zapisuje, gra i bucy. Coś, co kiedyś było tylko marzeniem nie do zrealizowania, dziś mamy na wyciągnięcie ręki. Co jest w nim dla mnie najważniejsze? Chyba odpowiednio szeroki kąt, najlepiej tak 150 stopni. Następną istotną rzeczą jest zasilanie. Większość kamerek ma baterię, która po odłączeniu zasilania działa przez jakiś czas (bliżej nieokreślony bo przez swe działanie jej żywotność skraca się nieubłagalnie). Ja zdecydowałem się na kondensator zamiast baterii. Co prawda kamerka działa tylko na zasilaniu, ale nie skraca się jej żywotność, nie puchnie od upału itd. O reszcie nie ma co się rozpisywać bo raczej wszystko co powinno być, jest już  w standardzie. I znowu - kamerek na rynku co grzybów po deszczu i co tu wybrać. Nie odradzam, nie doradzam, ale stawiam na profesjonalizm (kierując się zasadą najtańszy z najlepszych;). Moja kamerka to Viofo, koszt 290 zł.
Notabene - ja swoją kamerkę umieściłem za lusterkiem. Co prawda mam do niej ograniczony dostęp (od czasu do czasu potrzebuję jedynie wyciągnąć kartę), ale jest dobrze ukryta i nie denerwuje podczas jazdy. Zaletą kamerek jest to, że załączają się po uruchomieniu silnika i gasną razem z nim. Moje Volvo przekształciło to w wadę, gdyż kamerka po wyłączeniu silnika działa dalej. I tu z pomocą przychodzi oto następujący gadżet...⬇







Rozgałęziacz gniazda zapalniczki (z wyłącznikiem)  


To już mój trzeci. Pierwszy za bardzo nie pasował, drugi się spalił. Więc wiadomo, że warto kupić taki z bezpiecznikiem w środku. Jednak wśród tysięcy chińskich modeli na allegro ciężko trafić coś wartościowego. Dla mnie najważniejsze żeby miał wyłącznik (takie upraszczanie życia w Volvo). Koszt - ok. 40 zł.









Uchwyt na telefon komórkowy 


Jakie to banalne! A jednak! Potrzebujemy go jak nic innego na świecie, więc dlaczego o nim nie napisać? Kwestia jaki wybrać i do sklepu. Ja posiadam z magnesem (na telefon nakleja się taką okrągłą blaszkę). Ma to swoje wady i zalety. W zestawie jest jedna blaszka, więc możemy przymocować tylko jeden telefon. Zalety to estetyczny wygląd i mocne trzymanie. Nie będę tu promował żadnej z firm, są różne ceny i różna jakość, co kto woli. Koszt mojego: 30 zł.














Karta ratownicza 


Niektórzy niestety nie wiedzą o co chodzi, a szkoda bo może uratować życie. jest to zwykła żółta nalepka na przednią szybę samochodu i do tego kartka A4 z rysunkiem naszego samochodu, którą chowamy za osłoną przeciwsłoneczną kierowcy (koniecznie tam!!!). Zasada działania owej karty jest bardzo prosta: jak mi fajtłapa zajedzie drogę, a ja z prędkością 100 na godzinę wpadnę do rowu i strażacy będą mnie wycinać z auta, to dzieje się następującą rzecz: strażak widzi naklejkę, rozbija szybę, wyciąga wspomnianą wcześniej kartkę, a tam znajduje informacje o najsłabszych punktach mojego samochodu, o tym gdzie umieszczony jest akumulator, jak i ewentualna butla z gazem i inne cenne informacje. Bo drodzy Państwo, w tym przypadku liczy się każda sekunda. aby uprościć sprawę tym nieświadomym, poniżej link do strony, gdzie znajdziemy karty do poszczególnych modeli samochodów i adresy punktów, w których możemy odebrać naklejki (dokładnie tak Janusz, za darmo. A za darmo to i ocet słodki).











Oświadczenie sprawcy kolizji
Zawsze gdzieś tam mam, a nuż, a widelec, a ch... wie kiedy się przyda. W internetach mnóstwo wzorów, bierzcie co chcecie, ja mam ze schematami pojazdów do zaznaczenia szkód. Lepiej mieć skopiowane kilka razy niż pisać na kolanie na ulotce lokalnego sexshopu. Mało kto o tym myśli, a koszt: 10 gr za strone;) Aha Janusz, jak oświadczenie, to i długopis, i see you...


Rękawiczki jednorazowe (nitrylowe - nie lateksowe, bo po tych wyglądam jakbym handlował amfetaminą)
Cel jest jeden, chronić siebie podczas niesienia pomocy innym. Kierując się zasadą: zostaw raka w tyle, zakładaj nitryle. A i do mniejszych rzeczy się przydadzą (kiedyś przeniosłem jeża ze środka jezdni - podobno mają pchły, nie że się brzydzę jeża czy coś;)


Kreda
Tak Janusz, K-R-E-D-A. Działanie jest proste: w przypadku kolizji, gdzie dla bezpieczeństwa lepiej usunąć pojazdy, można obrysować kontury pojazdu, aby potem posterunkowy Eliot Ness miał jasną i klarowną sytuację (chyba, że Twoja wina, to chowaj te kredę!) Uważasz, że to głupie? no i ch...


  
Zaglądamy do bagażnika a w nim: (o matko)...

Kable rozruchowe
Wiadomo, im mocniejsze tym lepsze, chińskimi można sobie podładować Nokię 3310.


Linka holownicza
Można powiedzieć - jednorazowa rzecz, po 30 km holu jest do wyrzucenia, jednak warto mieć.


Prostownik 
Nie mylić z prostamolem, używamy nie tylko po czterdziestce. 


Pałka teleskopowa  
Na uchodźców.


Zapas żarówek 
Dla upartych policjantów. 

Walizka z kluczami 
Francuskie, imbusowe, nawet do mieszkania znalazłem.


Taśma ostrzegawcza 
Na wypadek wypadku (kradziona- cel uświęca środki).


Rękawice robocze 
Co prawda gentleman_in_volvo potrafi tylko zmienić koło, ale co będzie sobie ręce brudził. 


Zapas oleju, płynu chłodniczego...
też się znajdzie. 



Jak słusznie czytelnik zauważy, sporo jest rzeczy związanych z bezpieczeństwem, gdyż tu kładę duży nacisk (o tym jeszcze będzie;)

czwartek, 30 sierpnia 2018

50 twarzy kierowców cz.2

Uznałem, że początkujący bloger to taki trochę schizofrenik. Pisze do innych, ale czyta tylko on. I dalej pisze i dalej tylko on czyta. Nie pozostaje nic innego jak tylko samemu sobie wstawiać komentarze pod postem.
Ale do rzeczy:

Odstawiłem na jakiś czas samochód... oponom zakręciło się w głowie.

Czyli... ciąg dalszy naszych masek za kierownicą. do dzieła!


5. Baba za kółkiem - no i Panie też się doczekały. Temat kontrowersyjny, więc  radzę podejść z dystansem i przymrużeniem oka. Niestety jest taka kategoria i niestety zawsze gdzieś na drodze czyha. Są kobiety, które jeżdżą dynamicznie i rozważnie, ale w większości... nie oszukujmy się; jest jak jest. Tak więc jedzie przed Tobą samochód (czy za Tobą, obok Ciebie czy kilometr dalej) i już wiesz i już z Twoich ust wydobywa się dźwięczne: no baba... temat znany i lubiany. Można też czasem zobaczyć za kierownicą takiego fajtłapę i tym samym stwierdzić: no jeździ jak baba. W większości przypadków niestety mamy rację. Skąd to wiemy? Tylko umysł kobiecy każe się ustawić po prawej stronie do skrętu w lewo, rzadko kiedy używa lusterek przy zmianie pasa (bądź używa, ale i tak nic nie widzi), i tak dalej i tak dalej. Przykłady można mnożyć, ale nie o to tu chodzi. Po prostu istnieją pewne różnice w umysłach męskich i kobiecych, z którymi nie da się walczyć. Tak jest i koniec. No ale Panie też chcą bądź muszą prowadzić samochody. Rozumiemy i wybaczamy.

6. Janusz lewego pasa - blokuje lewy las i nic innego. Z wiadomych bądź mniej wiadomych powodów. Tym samym zmusza kierowców jadących za nim do wyprzedzania go z prawej strony (wykroczenie). A więc wleczemy się z tyłu, mrugamy długimi ile akumulator poda prądu (też wykroczenie), trąbimy, trąbimy, trąbimy i... nic. Jak jechał, tak jedzie i k... nie zjedzie. 
Do tej kategorii wagowej absolutnie zalicza się kierowca TIRa, który wyprzedza swojego kolegę po fachu o całe 2km/h i tym samym blokuje całą drogę na jakieś 10 minut. No i fajnie, ruch sparaliżowany. Nie rozumiemy i nie wybaczamy.

7. Koleś z Bety - to jest dopiero egzemplarz. Młody kierowca, raczej niedoświadczony, najczęściej jadący BMW. Poznasz go po tym, że rozpędza się i hamuje przed samym skrzyżowaniem (wtf?), taki typ. Jeśli go jeszcze nie widzisz, to pewnie już słyszysz, bo jego źle ustawione car audio każe Ci pamiętać, że oprócz muzyki są jeszcze basy i jakieś tam pierdzenie przez blachę. Pod samochodem oczywiście odbijają się w asfalcie lampki Led za jedyne 29,99 zakupione prawdopodobnie w biedronce. Koleś ten jeździ szybko i niebezpiecznie, nie przestrzega przepisów, bo ich nie zna. Tym bardziej unika kultury na drodze i zasady ograniczonego zaufania. No bo po co?
No, ale nie każdy kierowca z BMW to koleś z bety, ale prawie każdy koleś z bety ma BMW - taka dygresja.

8. Pirat drogowy - połączenie kilku typów, jeździ dużo, jeździ szybko i jeździ pewnie. Nie zwraca na Ciebie uwagi, bo zaraz jest przed Tobą - tak się śpieszy. Wymusza pierwszeństwo, nie używa kierunkowskazów (to wk... najbardziej) i jest przy tym zdecydowany. Zna przepisy, ale sika na nie ciepłym moczem. 

A może tu siebie znalazłeś? 
(ja też nie;)

Cierpliwosci! (za kółkiem tym bardziej)



wtorek, 21 sierpnia 2018

50 twarzy kierowców cz.1

Jeśli nie przeklinasz za kierownicą, prawdopodobnie należysz do grupy kierowców, na których my przeklinamy;)
Tyle nas na drodze i tyle nas różni, że wypadałoby podzielić kierowców na kategorie. Nikt nie jest tu indywidualistą, dzielimy się po prostu na typy, każdy ma za kierownicą swoją maskę. Nikt nie jeździ lepiej czy gorzej, każdy inaczej. No dobra, niektórzy jeżdżą gorzej;) Ale do rzeczy:

 

1. Król szosy - pieprzy go to, że Ty też jedziesz po tej drodze. Jest tylko on, jego niezawodny samochód (choćby było to Uno z 95') i cel, do którego zmierza. Nie interesują go przepisy i to, że możesz mieć pierwszeństwo. Nie interesuje go to, że włączasz się do ruchu i jak kretyn czekasz na jego kierunkowskaz. Nie interesuje go to, że masz zielone (jego czerwone prawdopodobnie też jest odmianą głębokiej zieleni). Tak już ma. Po stłuczce zawsze wytrzeszcza oczy jak kot srający na pustyni. Jak to? Przecież on jechał dobrze. Jaaasne. Nie rozumiemy i nie wybaczamy.

2. Fajtłapa - (czyt. jeździ jak baba) biedaczek bez dynamiki. Prawo jazdy kupił za masło albo wygrał w cheetosach. Nie potrafi włączyć się do ruchu, zmienić pasa i najlepiej jakby został w domu, bo... niewiele tak naprawdę potrafi. Choćby jeździł 10 lat zawsze pozostanie fajtłapą. Nie ma co się rozpisywać, taki już jest. Wiem, wiem, zapomniał wół jak cielęciem był. Aha, zielony listek na szybie nie usprawiedliwia fajtłapy w żaden sposób. Żaden.

3. Bojek - jak sama nazwa wskazuje, wszystkiego się boi. Samochodów, pieszych, policji i nie wiadomo jeszcze czego. Lepiej nie ostrzegaj go przed patrolem i nie mrugaj awaryjnymi, na bank pomyśli, że coś Ci się zepsuło (albo jemu). I niepotrzebny stres gotowy. Po czym poznać jeszcze tego typa? Zawsze, ale to zawsze jeździ najprawszym z prawych pasów. No chyba, że z dwupasa skręca w lewo, to zjedzie na lewy dwa kilometry wcześniej blokując tym samym pas i zachowując się jak Janusz lewego pasa albo Baba za kółkiem. Inaczej się po prostu boi. Jak ma ominąć zepsuty pojazd to stanie i będzie czekał aż się ściemni. Taki typ.


4. Dziadek w kapeluszu - każdy go kiedyś chyba spotkał, jest trochę jak statek widmo. Wiadomo, że jest, ale nikt do końca nie potrafi powiedzieć gdzie. Mężczyzna w podeszłym wieku, najczęściej w kapeluszu lub kaszkiecie, poruszający się raczej starszym modelem samochodu (często jeszcze na czarnych blachach), z nosem przyklejonym do kierownicy. Nie rozwija zawrotnych prędkości i mało widzi. Niestety posiada refleks szachisty, co może grozić wypadkiem. Pomimo zmieniających przepisów, zatrzymał się gdzieś na etapie PRL-u. Po prostu jedzie. Hitem dla mnie, aczkolwiek jednostkowym przykładem była sytuacja, kiedy przysłowiowy Dziadek w kapeluszu jadąc swoim Cinquecento, na każdym czerwonym jechał a na każdym zielonym stał. Uwierzcie - da się.

Co łączy tych wszystkich kierowców? Co by było gdyby spotkali się na drodze? Na te i wiele innych pytań nie ma odpowiedzi (dopóki nie słychać syreny pojazdu uprzywilejowanego).
A Ty? Jakim typem kierowcy jesteś? Albo jaką przybrałeś maskę?

Ciąg dalszy nastąpi...

czwartek, 9 sierpnia 2018

Rowerowo?

Jest lato, więc czemu nie napisać trochę o rowerzystach. Sam jeżdżę rekreacyjnie na góralu i nieraz zmagam się z różnymi dylematami.

Rowerzysta to też uczestnik drogi. Hmm... na dwoje babka wróżyła. Dużo jeżdżę autem, nieraz się spieszę i wiem jak człowieczek na rowerze potrafi wnerwić. Ot tak, samą obecnością. Tylko tym, że jedzie. Albo aż jedzie. Czasem poboczem, czasem środkiem pasa. Rowerzysta. Wyjeżdża na drogę żeby zepsuć Ci dzień. I za cholerę nie możesz go wyprzedzić. Najlepsi są Ci co udają kolarzy i jadą środkiem drogi. Można poznać ich po tym, że rzeczywiście wyglądają profesjonalnie: obcisłe spodeneczki, kask, okulary, dobry rower i... środek drogi. Jedziesz za nimi jak osioł  i dusisz silnik. Taka prawda. Jak z impetem go wyprzedzisz, to w lusterku  jeszcze dojrzysz obrażoną minę. Przecież nie po to trenuje całe dnie i ma rower za grube hajsy, żebyś teraz go wyprzedzał jakimś złomem.


Druga strona medalu. Też jeździmy na rowerach (tadaam). Ja osobiście tak samo denerwuję się na kierowców z poziomu roweru, jak i wtedy kiedy jestem kierowcą i mam do czynienia z cyklistami (cóż za hipokryzja - albo po prostu trochę empatii, czy też drogowej świadomości). I w sumie też tylko dlatego, że są, że jadą. Mocno wierzę w ich umiejętności, a i tak dla bezpieczeństwa jadę prawie po krawężniku. Dlatego stosuję następujące rozwiązanie: rowerem jeżdżę po tych mniej uczęszczanych drogach (choć i tam czasem nawet ciężarówka przejedzie i zepchnie Cię z drogi), a najchętniej po ścieżkach i lasach. Takie proste, a jakie... proste. Tak unikam aut. ja się nie denerwuję i oni się nie denerwują, wszyscy są zadowoleni. Gorzej z perspektywy samochodu, bo przed rowerzystą już nie uciekniesz, do celu musisz jakoś dojechać i jakoś go wyprzedzić. Trzeba się z nimi zmagać i jakoś ich omijać. A ludzi na rowerach jest coraz więcej. 

Więc o swoje bezpieczeństwo dbajmy nawzajem i pamiętajmy: wszechświat sprzyja podróżującym;)

czwartek, 2 sierpnia 2018

ogólnie o szczegółach

Jeśli chodzi o to, co nas denerwuje za kółkiem, nie ma co się rozdrabniać. Jest klika spraw, o których należy wspomnieć i tyle. 

Bo ile razy przeklinaliśmy (w myślach i na głos) kiedy ktoś nie włączył  kierunkowskazu skracając (a my stoimy jak idioci, czekając nie wiadomo na co) albo włączył dopiero jak skręcił (po co mi ten komunikat?). Kiedy kierowca nie patrzy w lusterka np. zmieniając pas ruchu (jadąc za nim jest to bardzo bardzo widoczne). Kiedy auto przede mną jedzie takim mini slalomem, a ja wyprzedzając dopiero widzę, że kierowca trzyma przy uchu telefon i traci umiejętność podzielności uwagi. 


 
Takich sytuacji i podobnych można wymieniać i wymieniać. A takie pozornie  małe rzeczy przenoszą się później na nasze bezpieczeństwo na drodze. Nie będę nikogo pouczał, bo nikt nie jest święty, ja też często się spieszę i później nie zachowuję na drodze tak jak powinienem. Ale chcę zwrócić uwagę na jedną rzecz. Zauważcie, że przypadki, które wymieniłem (a pewnie jeszcze inne niewymienione) dotyczą głównie osób, które widzą tylko siebie, pas przed sobą i cel, do którego dążą. Nic więcej się nie liczy. Klapki na oczach. Nie interesują ich kierowcy, którzy jadą tą samą drogą, piesi (o nich będzie osobny temat;) oraz to co się dzieje wokół nich. Zupełna samowola. 
 Ale tak to jest, nie ukrywajmy, że każdy z nas popełnia jakieś tam błędy i każdy ma choć przez chwilę każdego w dupie. Więc pieprzyć to! Byle bezpiecznie.

Aaa... jeśli nie przeklinasz za kółkiem, to prawdopodobnie należysz do grupy osób, na którą my przeklinamy;)

czwartek, 26 lipca 2018

zamiast wstępu

Miał być to profesjonalny blog... miał. Wychodzi jak wychodzi. Luźne zapiski, komentarze, problemy te większe, mniejsze, głupie i bardziej głupie. Wszystko tutaj, ale chwila...

Niech nie zmyli Was nazwa;
Nie jest to blog kulturalny. Nie znajdziesz tutaj wpisów o gentlemanach, dobrych manierach, o tym, że należy przepuszczać kobiety w drzwiach i zawsze schludnie wyglądać.
Nie jest to blog motoryzacyjny. Nie znajdziesz tutaj wpisów o samochodach, porad motoryzacyjnych i nie dowiesz się jak oszczędnie jeździć, czy napełnić klimę  w swoim Tico.
Nie jest to reklama Volvo. Nie znajdziesz tu wpisów dotyczących wszystkich nowości związanych z tą marką oraz promocji na przyszły rok.

To o czym piszę, to wszystko co mnie dotyka, boli i cieszy kiedy jadę swoim starym Volvo V40 i obserwuję otaczający nas świat. Najczęściej gdzieś w drodze, dlatego pewnie dużo będzie o kierowcach, ich nawykach, niebezpieczeństwach,  bla bla bla.

Chciałbym abyście podczas naszej wspólnej drogi na bieżąco wymieniali się ze mną opiniami i swoim doświadczeniem. W końcu dla wszystkich jest jedna droga.

zaczynamy, w drogę;)